Martwić się czy nie martwić...?

Inspiruje mnie życie. Niesamowite jak często można w internecie trafić na pytania z cyklu: moje dziecko ma tyle miesięcy i jeszcze nie robi tego czy tamtego - czy powinnam się martwić?

W internecie, telewizji i różnych gazetach widać całą masę artykułów z cyklu: kamienie milowe w życiu dziecka. Każdy człowiek może sobie otworzyć taki artykuł i zobaczyć, że dziecko, które ma 6 miesięcy powinno się już obracać, 7-miesięczne powinno siedzieć, a 8-miesięczne raczkować. Niby wiadomo, że każde dziecko rozwija się w swoim tempie, ale jak do tego dodamy, że dziecko koleżanki już mając 5 miesięcy się obracało, to zaczynamy się martwić. Zbyt rzadko pisze się, że istnieją zakresy norm dla każdej z tych czynności, że tak naprawdę ważniejsza jest cała sekwencja rozwoju, czyli to, czy pewne jego elementy pojawiają się po kolei, umożliwiając rozwój kolejnych.

W tym miejscu muszę zaapelować do wszystkich Rodziców: litości, nie szukajcie diagnozy w internecie!! Pewnie Was uspokoi, jeśli pięć osób napisze, że ich dzieci też zaczęły późno się obracać/siadać/chodzić, a dziecko sąsiadki to w ogóle jeszcze nawet nie próbuje. I rzeczywiście może być tak, że one po prostu potrzebowały na to więcej czasu.

Prawda jest jednak taka, że to Wy najlepiej znacie swoje Dziecko i jeśli coś Was niepokoi, to lepiej to sprawdzić trzy razy niż potem żałować, że się nie zaufało swojej intuicji. Z doświadczenia w pracy wiem, że to Rodzice szybciej wyłapują problem niż pediatra (nie chcę tu mówić, że są niestety pediatrzy do bani, którzy bagatelizują wiele rzeczy) - wiecie jak często zdarzało mi się, że na pierwszej wizycie dziecko nie pokazało prawie żadnych umiejętności? Nowa sytuacja, stres itd. U mnie jest się godzinę, u pediatry koło 5 minut – naprawdę ciężko może mu być zauważyć, że coś faktycznie nie gra.

Zdarza się też, że pediatrzy stwierdzają: dajmy jemu/jej jeszcze miesiąc, zobaczymy co będzie. Nie mówię, że ja tak nie robię – faktycznie u niektórych dzieci nie widzę sensu interwencji; jednak wtedy ZAWSZE daję Rodzicom do domu zestaw zaleceń, pewnego rodzaju „ćwiczeń”. Jeśli widzą, że Maluch robi postępy, to kontrola u mnie następuje po 3-4 tygodniach, jeśli nie, to spotykamy się wcześniej. Tu ważne są słowa zawsze, postępy, kontrola – ja wiem, że Rodzice wykonują poprawnie pewne rzeczy, a oni wiedzą, że w każdej chwili mogą wrócić – nie marnujemy czasu Dziecka! CZAS jest tu pojęciem kluczowym – pierwszy rok życia jest najważniejszy i nie można sobie pozwolić na stwierdzenie: zobaczymy, może „wyrośnie”. Bardzo trudno jest nadrobić stracone momenty, a im Dziecko starsze tym ewentualna terapia jest trudniejsza – funkcjonuje ono już w swoich wzorcach ruchowych, które ciężko zmienić; wiąże się to ze stresem i niepotrzebnym płaczem, a żeby terapia miała sens powinna przebiegać w komfortowych dla dziecka warunkach (czyli bez płaczu – mózg zestresowany nie uczy się!).

Dlatego jeszcze raz bardzo proszę – jeśli w rozwoju Waszego Dziecka jest coś, co Was martwi, to nie bójcie się wyjść na „nadgorliwych” Rodziców. Pytajcie pediatrę, szukajcie specjalistów i nie dajcie się zbyć. Ale błagam – niech Waszym autorytetem nie będą inni ludzie, szczególnie tacy z internetowych forów, bo kiedyś naprawdę możecie pluć sobie w brodę, że posłuchaliście anonimowych porad nie wiadomo kogo. Zawsze będę powtarzać, że nie da się znać na wszystkim – od tego są specjaliści. Czasem warto wydać te kilkadziesiąt złotych na prywatną wizytę, która z reguły odbędzie się szybciej niż ta na fundusz, a dzięki niej uzyskacie rzetelną odpowiedź, czy Wasze obawy są słuszne.

* Jeśli spodobał Ci się ten post - polub lub udostępnij. Być może przyda się któremuś z Twoich znajomych? 

Komentarze

  1. Świadomość w tematach rozwoju ruchowego dziecka jest równie mała, jak w tematach laktacji. Walczę z tym przy każdym spotkaniu rodzinnym. O dziwo bezdzietni znajomi dużo szybciej przyswajają wiedzę od osób posiadających dzieci. Ja poszłam z dzieckiem do fizjoterapeuty na taki "przegląd" ;) jak skończyło 3 miesiące i to najlepiej wydane pieniądze. Niestety jak powiedziałam w rodzinie, że byliśmy u fizjo, ze względu na lekką asymetrię, to usłyszałam, że każde dziecko ma jakąś asymetrię. I w domyśle "no sobie znowu coś wymyśliła". Ano sobie wymyśliłam i się tego trzymam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja "cośtam" wiem, a i tak się nasłuchałam, że wymyślam i że "po nojemu" to się nie da nosić/podnosić/ przewijać ... Potrzeba dużo uporu i konsekwencji czasem ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz